Sobór Watykański II – ewangecko-ewangeliczne refleksje nad podejściem tradycyjno-katolickim

Na podstawie http://marucha.wordpress.com/2013/09/13/sobor-watykanski-ii-smierc-zachodniej-kultury/

„Powiedzmy wyraźnie: II Soboru nie zwołano po to, aby ratować Kościół przed spadkiem liczby wiernych czy jakimkolwiek innym zagrożeniem – ale po to, aby go zniszczyć. To było od początku precyzyjnie zaplanowane. Kościół za czasów Piusa XII znajdował się w bardzo dobrym stanie, a żadnym Chazarom nawet na myśl by nie przyszło wywierać nań naciski w kwestiach kogo beatyfikować, a kogo ekskomunikować.” Zaraz, zaraz kościół katolicki za czasów Piusa XII był silny, ale nie była to siła duchowa, gdyż daleko odszedł od, jak to określają zwolennicy Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X, „archeologicznego” czyli przestarzałego chrześcijaństwa pierwszych wieków. Chrześcijaństwo ewangelicko-ewangeliczne w soborze widziało próbę reformy kościoła rzymsko-katolickiego w kierunku Pisma Świętego a nie tradycji kościelnej.
Jak zauważa autor artykułu ” …w drugim paragrafie wspomniane­go dokumentu czytamy: “Obecny Sobór Watykański oświadcza. iż osoba ludzka ma prawo do wolności religijnej”. Nawiasem mó­wiąc, Kościół nigdy nie definiował w prze­szłości żadnych “praw”, ale jedynie “obo­wiązki”, np. obowiązek oddawania czci Bogu, obowiązek przystępowania do Komunii raz do roku, obowiązek posłuszeństwa itd. Już sam język tej deklaracji jest całkowicie obcy sposobowi, w jaki wypowiada się Kościół.” Być może kościół rzymsko-katolicki tak się wypowiadał, który na wzór tradycji cesarskiego Rzymu przykładał większą rolę do praktykowania religii niż autentycznej wiary. Według tego mniemania posłuszne wypełnianie praktyk religijnych potwierdzało wiarę. A jednak pierwsi chrześcijanie byli oskarżani przez tenże cesarski Rzym o ateizm właśnie z powodu odmowy składania ofiar rzymskim bogom i Cezarom. Religia polegała w ich ujęciu na składaniu ofiar bóstwom, aby uniknąć kary z ich strony. Obowiązkiem władzy było zmuszenie obywateli do przestrzegania tej zasady. Pierwsi chrześcijanie tej zasady spełniać nie mogli, gdyż wiązałoby się to ze świadomym łamaniem oddawanie czci jedynie Bogu Ojcu.
Nauczanie soboru, w opinii ks. Jana Jenkinsa z FSSPX, jest czymś innym niż tolerancja. Sama deklaracja nie podaje jasnego kry­terium, komu przysługiwać miałoby owo prawo do wolności religijnej, mówi nawet, że obejmuje ono wszystkich ludzi. Posuwa się nawet do stwierdzenia, że “prawo do owej wolności przysługuje trwale również tym, którzy nie wypełniają obowiązku szukania prawdy i trwania przy niej”. Niestety tak, jeżeli dana osoba odmawia przyjęcia prawdy naszego Boga, należało by tę decyzję uznać, godząc się de facto, na potępienie jej duszy.
Ks. Jenkins uważa że „z pewnością” bycie protestantem jest czymś złym – rzeczą smutną i tragiczną jest nie posiadać wiary katolickiej. Wiary ? Czy praktykowania religii. Niestety wielu księży wciąż jest podporządkowana fałszywemu obrazowi pojęć wiary i religii. Zabawnym by był gdyby nie był tak tragiczny sąd jakoby „podobnie możemy siłą wymusić czy­jeś “nawrócenie”, zmuszając go do przyjęcia chrztu, człowiek ten odniósłby z tego jednak więcej szkody niż pożytku.” Bez wiary chrzest jest zupełnie bezwartościowy, no może poddany takiemu obmyciu osobnik, wyjdzie z niego nieco czystszy w wymiarze fizycznym, ale przecież nie o to chodzi by kogoś umyć.
Autor twierdzi w swoim artykule, że „wolność religijna prowadzi do zniszczenia społeczeństw. Sama istota prawa i cywilizacji zakłada istnienie pojęcia sankcji. Inaczej mówiąc, jedne zachowania i idee są dozwolone, inne zaś nie (…) Celem sankcji i kar jest właśnie wywarcie nacisku na tych, którzy mają złą wolę lub wypaczone sumienie.” Wszystko to prawda, tyle tylko że Chrystus przyszedł po to by stworzyć kościół a nie państwo, jeszcze nie. Co więcej w jego opinia, że „akceptacja wolności religijnej w sposób, w jaki czyni to Vaticanum II, stanowiłaby wyrok śmierci na wszystko, co nazywamy cywilizacją i kultu­rą, a to z tego prostego powodu, że w takim przypadku żadne społeczeństwo nie będzie miało władzy przymuszać nikogo, nawet naj­bardziej zdegenerowanych jego członków” jest jak najbardziej poprawna jednakże w mojej opinii dotyczy państwa a nie kościoła. Po za tym czy Jezus nie mówił przypadkiem, że nie przyszedł aby przynieść pokój lecz miecz. Uważam, ów miecz miał zniszczyć cywilizację i kulturę łacińską taką jaką znamy. Następnie następuje rażący błąd teologiczny jako przykład na poparcie powyższej tezy twierdzący że „faryzeusze uważali zgodnie ze swym sumie­niem, że mogą dokonywać w świątyni wy­miany pieniędzy, dopuszczając się przy tym kradzieży”, zaś Jezus „nie tylko na­krzyczał na nich, że nie powinni tego robić, ale nawet – jak mówi Pismo – wygnał ich ze świątyni biczem ze sznurków i powywra­cał ich stoły”. Ciekawe które „pismo”, według najprawdopodobniej tłumacza, bo nie sądzę żeby aż tak przejechać się mógł teolog, nawet katolicki, twierdzi że Jezus przepędził z Świątyni faryzeuszy prowadzących tam handel i wymianę pieniędzy oraz dopuszczających się szachrajstw. W mojej Biblii, w Ew. J. 2.13-18 jest napisane że Chrystus owszem przepędził handlarzy, ale nie faryzeuszy. Faryzeusze po prostu nie mogliby pozować na sprawiedliwszych od reszty ludu, gdyby ktoś przyłapałby ich na jednoznacznym łamaniu Prawa, a przecież nie byli jedyną partią religijną w „ówczesnym Izraelu”. Nasz Pan nigdy nie krytykował faryzeuszy za ich praktyki czyli ich próby przestrzegania Prawa Bożego, ale z powodu ich intencji.
„Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!» Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie. W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?”. Niestety w powyższym fragmencie jakoś nie widzę faryzeuszy handlujących w świątyni. Panie Jenkins pan się pomylił !
Powodem tradycyjnie katolickiego sprzeciwu wobec wolności religijnej oraz że „twierdzenie, że państwo nie powinno wyzna­wać żadnej religii, równoznaczne jest z twier­dzeniem, że jego obywatele nie powinni mieć kultury ani wierzeń”, może być podyktowane faktem, że katolicyzm powstał jako swego rodzaju uniwersalna religia państwowa cesarskiego Rzymu, powstała na bazie chrześcijaństwa w IV wieku. Rzym potrzebował nowej religii państwowej a chrześcijaństwo skorzystało z okazji aby uniknąć zwalczania przez Państwo Rzymskie. W kulturze rzymskiej lub łacińskiej religia (system wierzeń i praktyk, określający relację pomiędzy różnie pojmowaną sferą sacrum i sferą boską, a określonym społeczeństwem, grupą lub jednostką) była przeciwstawna wierze (polega przede wszystkim na przyjęciu istnienia czegoś bez żadnego dowodu wiarygodnie potwierdzającego ten fakt). Religia państwowa miała jednoczyć społeczeństwo poprzez obowiązkowe współuczestnictwo w praktykach religijnych a nie w wierze. I to dlatego Pius IX potępił również twierdzenie. że wolność sumienia i wyznania jest prywatnym prawem każdego człowieka, które należy ogłosić prawem obo­wiązującym w każdym dobrze urządzonym społeczeństwie. „Potępienie oznacza, że danego twierdzenia nie da się interpre­tować w sensie katolickim. Moglibyśmy też dodać, że zasady te sprzeczne są zarówno ze zdrowym rozsądkiem, jak i świadectwem hi­storycznym ludzkości. Wcielane w życie, sta­nowią śmiertelne zagrożenie dla porządku publicznego, wszelkiej kultury i cywilizacji”. Niestety takie podejście jest niezgodne z poglądem chrześcijańskim, który przedkłada wiarę nad praktyki religijne oraz niestety „zdrowy rozsądek” również. Podejrzewam że w rzeczywistości chrześcijaństwo ewangelicko-ewangeliczne oraz tradycja rzymsko-katolicka mówią różnymi językami w różny sposób rozumiejąc te same pojęcia, stąd dialog jest konieczny, chociaż poważnie utrudniony.
Jedną z fundamentalnych zasad nowego ekumenizmu znajdujemy już w konstytucji Lumen gentium, gdzie czytamy, iż “Kościół Chrystusowy trwa w Kościele katolickim”, jak pisze ksiądz Jenkins, czyli że Kościół Chrystusowy jest w jakiś sposób szerszy niż Kościół katolicki, że istnieją części Kościoła Chrystusowego, które znajdują się poza Kościołem katolickim. Na przykład protestanci znajdują się poza Kościołem katolickim, po­siadają jednak chrzest oraz Pismo św. (oraz wiarę), które właśnie według Soboru Watykańskiego II są środkami uświęcenia. Według autora artykułu pogląd ów jest błędny. Uważa on , ze „protestanci mogą praktykować jakąś formę chrztu, sa­krament ten nie jest jednak ich własnością – należy on do Kościoła, któremu został skradziony. Zbawiciel powierzył go bowiem Apostołom oraz ich następcom, a nie tym, którzy sprzeciwiają się Jego woli. Protestanci nie posiadają Biblii – w rzeczywistości ukra­dli oni święte księgi Kościołowi, a nawet od­rzucili osiem z nich.” Zupełnie nie zgadzam się z tym zarzutem, gdyż równie dobrze można by było twierdzić, że to Kościół Katolicki ukradł Stary Testament Żydom, a przecież tak nie jest. Słowo Boże jakim jest Biblia jest własnością Boga, On je przekazywał najpierw Żydom a później Poganom. Kościół jest co najwyżej szafarzem Bożego Słowa, powinien je zatem zanieść po krańce ziemii wraz z Dobrą Nowiną, zamiast próbować je zawłaszczyć dla siebie. „Nie można twierdzić, że “oderwane wspólnoty” są środkami zbawie­nia, podobnie jak nie można powiedzieć, że złodziej posiada ukradziony wam paszport. Nie należy on do niego, nawet jeśli zdarzy mu się nim posłużyć”. Przy takim ujęciu sprawy zarówno protestanci, jak i chrześcijanie obrządków wschodnich w rozumieniu kościelnego betonu nie są wcale chrześcijanami i należy wszelkimi możliwymi środkami doprowadzi ich pod władzę Biskupa Rzymu, rzekomo w celu ratowania ich dusz, a w rzeczywistości w celu eliminacji Kościoła Chrystusa na rzecz Kościoła „Powszechnego”. Jednym z kluczowych błędów tradycji rzymsko-katolickiej jest fakt, że przyjmuje ona niewłaściwy fundament Kościoła Chrystusa. W oryginalnym zamyśle Naszego Pana Jezusa Chrystusa fundamentem kościoła miało by oświadczenie Piotra, że Jezus „jest Mesjaszem, synem Boga Żywego”, a nie osoba Piotra. Założenie, że Piotr może być fundamentem Kościoła wręcz implikuje rzekome małe znaczenie ofiary na krzyżu i zmartwychwstania Jezusa. Zatem tradycyjnie-katolickie podejście do jedności kościoła wymaga by chrześcijanie wyparli się naśladowania Chrystusa i wiary na rzecz wstąpienia w szeregi „bożej” partii pod wodzą jej założyciela Piotra i jego następców. Takie rozumienie chrześcijaństwa wypacza jego sens.
Kościół katolicki jest, w myśl definicji księdza Jana Jenkinsa z FSSPX i tradycji katolickiej, wspólnotą widzialną, a nie jakąś nieokreśloną grupą ludzi, którzy w jakiś spo­sób głoszą Chrystusa. I dalej „twierdzenie, że każda religia, niezależ­nie od swego stosunku do widzialnego ciała Kościoła, posiada “pierwiastki uświęcenia i prawdy” jest w istocie destrukcyjna dla reli­gii w ogóle. Gdyby prawdą było, że zbawienie osiągnąć można przez praktykowanie każdej religii, nie byłoby w istocie żadnego powo­du, by być katolikiem”. Tyle tylko że Kościół Chrystusa również z definicji jest właśnie wspólnotą osób wierzących w Chrystusa i głoszących Chrystusa, a praktykowanie jakiejkolwiek religii nie jest w stanie zapewnić człowiekowi zbawienia. Gdyby praktykowanie i wypełnianie prawa zapewniałoby zbawienie, bez wiary, wówczas Chrystus, jego śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie, nie byłyby człowiekowi do niczego potrzebne a za najbardziej godnych wciąż by byli uznawani faryzeusze.
„Jeśli wszystkie idee religijne są w istocie tym samym i wszystkie prowadzą do uświę­cenia, wówczas najlogiczniejsze i najbezpiecz­niejsze wydaje się ignorowanie religii, albo przynajmniej ignorowanie wszystkiego, co jest w niej kontrowersyjne i sporne. I tak wła­śnie wygląda współczesny ekumenizm: redu­kuje on zasady religijne do minimum, do tego, czego nikt nie kwestionuje, do tego, co nie bu­dzi żadnych kontrowersji i może być zaakcep­towane przez ludzi wszelkich wyznań” – pisze ksiądz Jan Jenkins, jak rozumiem przewrotnie. Jednakże jest to stwierdzenie przewrotne co najwyżej dla tradycji katolickiej, dla wszystkich chrześcijan powinno być jasne, że w obronie naszej wspólnej wiary nie powinniśmy skupiać na podstawach naszej wiary, czyli Piśmie Świętym, a nie późniejszych wnioskach różnych teologów. Reformacja na początku głosiła powrót do źródeł i według hierarchii katolickiej była zła, głównie dlatego że nie uznawała późniejszych wywodów „Doktorów Kościoła”.
Jednak zasada ta jest zgubna, według doktryny FSSPX, i destrukcyj­na dla wszelkiej kultury, zwłaszcza kultury intelektualnej. Cała kultura, zwłaszcza kultura zachod­nia, opiera się na zasadzie, że idee mają konsekwencje, że pewne idee prowadzą do pozytywnych konsekwencji, inne zaś należy odrzucić. Jeśli zignorujemy tę zasadę, rodzaj ludzki pozbawiony zostanie jakiejkolwiek motywacji do postępu. A to właśnie owo dą­żenie do postępu, do poszukiwania spełnie­nia i realizacji celu jest siłą napędową kultury Widzimy więc, że naturalną konsekwencją zasady, wedle której wszystkie religie pro­wadzą do zbawienia, jest śmierć wszelkiej kultury, ponieważ pozbawia ona ludzkość wszelkiej motywacji do jej tworzenia. Chrystus Pan mówi w Ewangelii, że Apostołowie, czyli, jak twierdzi ksiądz Jan Jenkins, „Kościół katolicki”, “jest solą ziemi”. Jest on „solą ziemi” przez to, że sól nadaje smak wszystkim owocom ziemi, czyli dziełom i uczynkom ludzkim. To ta sól stwo­rzyła z wydobywanych w kamieniołomach skał wspaniałe katedry, pomniki wiary i kul­tury, które podziwiać możemy po dziś dzień. Ta sól stworzyła muzykę i literaturę minio­nych wieków; stworzyła katolickie narody, można nawet powiedzieć, że ludy pogańskie nigdy nie stałyby się cywilizowane bez inter­wencji Kościoła”. To prawda, ale przecież Cesarstwo Rzymskie również przed przyjęciem Katolicyzmu jako religii państwowej tworzyło wspaniałe dzieła architektoniczne i piśmiennicze czy piękne mozaiki, więc gdzie jest prawda. A może jednak te dzieła nie są konsekwencją wiary chrześcijańskiej jako takiej tylko właśnie wpływu kultury rzymskiej i greckiej na współczesny świat. To treści przekazywane przez te dzieła sztuki są chrześcijańskie a nie forma.
Jednak ksiądz Jan twierdzi, że „Kościół (katolicki) był znienawidzony, lecz szanowany. Dziś Kościół jest ośmieszany, mie­szany z błotem, deptany butami i rzeczywiście utracił on swój smak. Przyjął nowy smak, zgodny – według słów soboru – z aspiracjami współ­czesnego świata. Jednak świat współczesny jest od daw­na chory. Jego aspiracje nie doprowadziły do uzdrowienia, ale do niezliczonych wojen prowadzonych w imię utopii opartej na za­sadzie ludzkiej godności. Kościół i świat cierpieć będą tak długo, aż nie zrzucą z siebie jarzma tych idei, niszczą­cych wszystkich, którzy im ulegną.” Wiele jest prawdy w słowach autora artykułu. Jednak czyż trdycyjnie-katolicka metoda nawracania nie doprowadziła do wielu wojen w historii ?
Uważam, ze dopóki dla Kościoła Chrystusa większą wartość będzie miała zachodnia tzn. łacińska kultura i cywilizacja a nie wartości wynikające z wiary w Zbawiciela, dopóty kościół zwłaszcza
katolicki choć nie tylko będzie przedkładał praktykę religijną nad żywą wiarę. Być może owi „wrodzy tradycji kościelnej moderniści” według słów Piusa X, zauważyli, że kościół katolicki wzorem „naszych starszych braci w wierze”, jak ich określił posoborowy „JP2” zapędził się za daleko w ustanawianiu, coraz to nowszych dogmatów wiary rzekomo niezbędnych do zbawienia, że czas by cofnąć się do podstaw wiary, i wrócić do tradycji pierwotniejszej od tej obecnie uznawanej, jako bliższej Chrystusowi. Być może jednak jest nadzieja na prawdziwy ekumenizm, oparty na podstawach wiary a nie na późniejszych naleciałościach, między innymi pochodzących z kultury greckiej i rzymskiej.

SyøTroll

Dodaj komentarz