My nieustannie i bardzo głośno przepraszamy…

My nieustannie i bardzo głośno przepraszamy… Zamiast odwrócić się plecami do naszych oskarżycieli, bo nie ma za co i kogo przepraszać, my przysięgamy ciągle i znowu, że to nie jest nasza wina… Czyż nie trwało zbyt długo, żeby odpowiedzieć na te wszystkie obecne i przyszłe oskarżenia, potępienia, podejrzenia, oszczerstwa i donosy głośno, jasno, zimno i spokojnie za pomocą jedynego argumentu, który jest zrozumiały i przyswajalny dla publiki: „idźcie do diabła!”?

Kim my jesteśmy, żeby szukać dla nich wymówek. Kim oni są, żeby nas przesłuchiwać? Jaki jest cel tego wyszydzającego procesu nad całym narodem, którego werdykt jest z góry przesądzony?

Nasz zwyczaj stałego i żarliwego odpowiadania dowolnej hołocie uczynił nam wiele szkody i uczyni jej dużo więcej… Sytuacja, która w ten sposób powstała, w tragiczny sposób potwierdza prawdziwość powiedzenia “Qui s’excuse s’accuse” [kto się usprawiedliwia, ten się obwinia]. Sami przyzwyczailiśmy naszych sąsiadów do przekonania, że za każde sprzeniewierzenie się Żyda można pociągnąć do odpowiedzialności cały starożytny naród, który ustanawiał już prawodawstwo, kiedy jego sąsiedzi nie wynaleźli jeszcze nawet zwykłych łapci.

Każde oskarżenie wywołuje w nas takie zamieszanie, że ludzie bezwiednie myślą „czemu oni tak bardzo się wszystkiego boją? Najwidoczniej ich sumienie nie jest czyste”. Dlatego, że jesteśmy w każdej minucie w pogotowiu, wśród ludzi rozwija się nieuniknione przekonanie o nas, że jesteśmy złodziejskim plemieniem. My uważamy, że nasza stała gotowość do przejścia przeszukania i sięgnięcia do naszych kieszeni, w końcu przekona ludzkość o naszej cnotliwości. Zobaczcie jacy z nas dżentelmeni, nie mamy nic do ukrycia! To jest potworny błąd.

Prawdziwi dżentelmeni to ludzie, którzy nie pozwolą z byle powodu na przeszukanie sobie mieszkania, kieszeni i duszy. Tylko inwigilowana osoba jest na to zawsze gotowa…. To jest nieunikniona konkluzja z naszej szaleńczej reakcji na każde potępienie, która polega na przyjęciu odpowiedzialności jako naród za każde zachowanie jakiegoś Żyda oraz na robieniu usprawiedliwień przed tłumem, w którym diabli wiedzą kto stoi.

Uważam ten system za fałszywy aż do korzeni. Jesteśmy znienawidzeni nie dlatego, że jesteśmy o wszystko oskarżani, ale jesteśmy oskarżani, bo nie jesteśmy kochani…

Możemy przepraszać jedynie w rzadkich, unikalnych i ekstremalnie ważnych momentach, kiedy będziemy całkowicie pewni, że Areopag przed nami naprawdę ma uczciwe intencje i odpowiednie kompetencje. Nie możemy przepraszać za cokolwiek.

Jesteśmy narodem jak inne narody. Nie zamierzmy być lepsi niż reszta. Jednym z naszych pierwszych warunków co do równości, to prawo do posiadania swoich złoczyńców, tak samo jak inne narody. Tak, są wśród nas prowokatorzy i dekownicy, a to jest nawet dziwne, że w obecnych realiach mamy ich tak niewielu.

Inne narody też ich mają, a w dodatku mają hochsztaplerów, sprawców masowych mordów i tortur – i co z tego – nasi sąsiedzi jakoś żyją i nie wstydzą się za nich….

Czy nasi sąsiedzi rumienią się za chrześcijan z Kiszyniowa, którzy wbijali gwoździe w oczy żydowskich niemowląt? Skądże znowu. Chodzą z wysoko podniesionymi głowami i każdemu spoglądają w twarz. Naród jest królewski i nie jest odpowiedzialny i nie musi wcale przepraszać…

Nie musimy nikomu zdawać relacji, ani nie musimy się dawać badać. Nikt nie jest dość stary, żeby wzywać nas do odpowiedzi. Przybyliśmy przed nimi i odejdziemy po nich.

Zeew (Władimir) Żabotyński (1880-1940), esej z 1920 roku

Źródło : http://www.izrael.org.il/historia/4525-zeew-zabotynski-my-nieustannie-i-bardzo-glosno-przepraszamy.html

Jako Polacy bierzmy przykład również z naszych odwiecznych nielubianych sąsiadów. My również przepraszamy …

Jak rozpoznać sektę?

Stale pojawiają się nowe grupy religijne, ekonomiczne, terapeutyczne, edukacyjne. Niektóre z nich są niebezpieczne, ponieważ stosują wobec swoich członków niedozwolone techniki manipulacji.

Instrukcja obsługi

Nie wszystko o czym jesteśmy informowani przez werbujących na ulicy czy ogłaszających jakieś spotkanie ludzi jest dobre i pożyteczne dla nas. Niektóre grupy mogą być niebezpieczne dla duchowego i cielesnego zdrowia nas i członków naszej rodziny. Dlatego ten, kto uczestniczy – nawet z czystej ciekawości w spotkaniach takich grup – naraża się na duże ryzyko. Są sytuacje, w których każdy jest zagrożony.

Inicjatywa rodziców i ludzi dotkniętych problemem psychicznego i duchowego uzależnienia, przygotowała test dla grup religijnych, światopoglądowych i ideologicznych, który pomoże zorientować się, czy mamy do czynienia z sektą?

Test

Już pierwszy kontakt z grupą otworzył całkowicie nowe widzenie świata (tzw. przeżycie kluczowe).
Obraz świata jest bardzo prosty i wyjaśnia rzeczywiście każdy problem.
W grupie znajdujesz wszystko, czego do tej pory na próżno szukałeś.
Grupa ma mistrza lub przywódcę, Ojca, Guru, lub największego myśliciela, który jedynie posiada całą prawdę i często jest czczony jak Bóg.
Świat zmierza nieuchronnie ku katastrofie i tylko grupa wie jak go uratować.
Grupa jest elitą. Pozostała ludzkość jest chora i zagubiona. Jeżeli nie będzie w grupie współuczestniczyć – nie może się uratować.
Grupa odrzuca naukę w szkołach i uczelniach. Jedynie nauka grupy jest uważana za wartościową i prawdziwą.
Grupa odrzuca racjonalne myślenie, umysł, rozum, jako negatywne, sataniczne, nieoświecone.
Krytyka i odrzucenie przez stojących z zewnątrz jest właśnie dowodem, że grupa ma rację.
Grupa ocenia siebie, jako prawdziwą rodzinę lub wspólnotę.
Grupa chce, by relacje z rodziną, przyjaciółmi i środowiskiem zostały zerwane, ponieważ przeszkadzają w twoim rozwoju.
Grupa oddziela się od reszty świata poprzez ubiór, żywienie, własny język, ograniczanie swobody w relacjach międzyludzkich.
Grupa żąda ścisłego posłuszeństwa regułom albo dyscypliny, ponieważ jest to jedyna droga do zbawienia.
Grupa narzuca sposób zachowań seksualnych, np. kontakt z partnerami za zgodą kierownictwa, seks grupowy, całkowity zakaz kontaktów seksualnych dla osób niższych w hierarchii grupy.
Czas jest wypełniony zadaniami, np. sprzedażą książek, werbowaniem członków, udziałem w kolejnych kursach, medytacją.
Jeżeli obiecany przez grupę sukces, bądź uzdrowienie nie nastąpią, grupa uzna, że jesteś sam za to odpowiedzialny, ponieważ nie zaangażowałeś się dostatecznie lub nie wierzyłeś wystarczająco silnie.
Namawia się: członkiem grupy powinieneś zostać natychmiast, już dzisiaj.
Nie istnieje możliwość uzyskania obiektywnego obrazu grupy, gdyż ważniejsze od refleksji jest przeżycie, zgodnie z zasadą: Tego nie da się po prostu wyjaśnić. Proszę przyjdź do nas i weź udział w spotkaniu. Kiedy to przeżyjesz – zrozumiesz.

Zapamiętaj!

Jeśli spotkasz kiedyś ludzi tak przyjaznych, jak nigdy nikt nie był dla ciebie przyjazny, ludzi, którzy prowadzą cię do najsympatyczniejszej grupy, jaką kiedykolwiek spotkałeś, jeśli stwierdzisz, że przywódca tej grupy jest najwspanialszą, pełną empatii i zrozumienia dla ciebie i twoich problemów osobą, jeśli dowiesz się, że celem grupy jest realizacja zadań, których nigdy w życiu nie marzyłbyś nawet zrealizować, jeśli wszystko to, co ci się przytrafia, wydaje ci się zbyt piękne, by mogło być prawdziwe to bądź spokojny, że jest to właśnie zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

Jannie Mills
była adeptka Peoples’s Tempie
zamordowana przez członków sekty

Źródla : Rycerz Niepokalanej, Grudzień 2001 r.
http://adonai.pl/zagrozenia/?id=127

Lewica a nacjonalizacja

Jarek Augustyniak 28.12.2014

Świat, a z nim nasz kraj, znalazł się w takim momencie historycznym, że stosunek do nacjonalizacji staje się odzwierciedleniem prawdziwych intencji lewicy. Stosunek do nacjonalizacji, a tym samym do niepodległości i suwerenności kraju, staje się dziś cenzusem wiarygodności i odpowiedzią na pytanie – z kim nam po drodze ku rzeczywistym zmianom?

Ch… d… i kamieni kupa

Niedawno napisałem tekst, w którym wyraziłem pogląd, że nacjonalizacja powinna być jednym z najważniejszych postulatów współczesnej lewicy. W moim manifeście odnosiłem się do doświadczeń czy to greckiej Syrizy, czy hiszpańskiego Podemos. Nie proponuję jednak prostego małpowania, ponieważ specyfika naszego kraju i jego gospodarki jest trochę inna. W kraju, w którym przeprowadza się planową deindustrializację, a resztki przemysłu są w rękach międzynarodowych korporacji, kapitalizm ma wyjątkowo kompradorski charakter, nacjonalizacja jest warunkiem sine qua non jakichkolwiek prawdziwych i trwałych zmian. Jeśli chcemy silnego państwa, to państwo to musi mieć realne ekonomiczne podstawy tej siły.

Dopóki kapitalizm trwa, tym co zapewnia mu siłę są pieniądze i majątek trwały. A tego majątku jest u nas coraz mniej.

Skutkiem tzw. asymilacji strukturalnej w Polsce stworzono model gospodarki komplementarny z krajami zachodnimi. W zgodzie z klasyczną ekonomią liberalną i teorią korzyści komparatywnych w międzynarodowym podziale pracy i wymianie dóbr Zachód wziął sobie przemysł a nam pozostawił dziadostwo. Restrukturyzacja przystosowująca naszą gospodarkę do wejścia w struktury Unii Europejskiej oznaczała rezygnację z przemysłu mogącego hamować asymilację, pozostawiając jedynie te jego szczątkowe formy, które mogły być przydatnym uzupełnieniem przemysłu zachodniego.

Doświadczenia europejskiej radykalnej lewicy są cenne, ale nie mogą być tylko prostą kalką dla zmian, jakich potrzebuje nasz kraj. Potrzebna jest nam nasza polska droga do socjalizmu uwzględniająca to do czego doszło w Polsce po 89 roku i jak dramatycznie zmieniła się struktura własności, która każdemu kto chce coś zmieniać krępuje dziś wszystkie ruchy. Jeden ze sztandarowych projektów rządzącej koalicji, Polskie Inwestycje Rozwojowe, okazał się projektem nie do realizacji. Gdy państwo nie ma żadnego kapitału, to nie jest też w stanie stworzyć miejsc pracy, co szczerze przyznał w nagranej rozmowie minister Sienkiewicz. Inna sprawa, że słowo „rozwojowe” w nazwie Programu to raczej eufemizm, bo „celem Programu Polskie Inwestycje Rozwojowe jest (jedynie! – JA) zapewnienie finansowania długoterminowych i rentownych projektów infrastrukturalnych na terytorium Polski. (…) PIR S.A. pełni rolę inwestora kapitałowego”. Na to tego państwa też już nie stać i projekty infrastrukturalne realizuje się pod dyktat i za środki Unii Europejskiej. PIR to tylko czysta propaganda rządzącej koalicji.

Odzyskanie suwerenności kluczem do zmian

Jedyną realną drogą do zmian jest nacjonalizacja. Ta nie jest w zasadzie żądaniem stricte socjalistycznym, ale w tej sytuacji służy obronie resztek własnego przemysłu, obronie niezależności gospodarczej, a co za tym idzie – politycznej, i od razu stawia na porządku dnia inną ważną kwestię. Kwestię najpierw wyrugowaną dogmatycznie przez neoliberalną ekonomię z gospodarki, a następnie praktycznie, gdy wszystkich nas wywłaszczono. Otóż państwo, które znów jest gospodarzem musi powrócić do planowania gospodarczego, dziś zarzuconego całkowicie na rzecz tzw. wolnego rynku. O ile nacjonalizacja nie jest postulatem wyłącznie lewicowym, to nie bez znaczenia dla lewicy jest to, kto majątkiem narodowym gospodaruje i w jakim celu. Czy jest to prawica, która zarządza gospodarką w interesie burżuazji, czy też lewica z jej planami socjalnymi.

W naszej sytuacji to pozornie jedynie radykalno-reformistyczne hasło staje się żądaniem nie tylko prorozwojowym, ale też szybko prowadzi do zakwestionowania całego systemu społeczno-gospodarczego. Stąd też uznać je można za tzw. „żądanie przejściowe” – żądanie względnie łatwe do zaakceptowania przez społeczeństwo, bo nie wymaga wyższego poziomu świadomości, a prowadzące do wywrócenia istniejącego porządku społeczno-politycznego.

Pewien krytyk postulat nacjonalizacji nazwał populistycznym i cynicznym oszustwem. Krytyk ten twierdzi, że to oszukiwanie ludzi, ponieważ po nacjonalizacji przedsiębiorstwa stracą zaplecze finansowe ze swoich metropolii i technologiczne wsparcie od korporacji, których przedsiębiorstwa były własnością. To doprowadzi do takiej ruiny, że pozostanie już z nich tylko ch…, d..a i kamieni kupa, by przywołać znów słowa Sienkiewicza. Pośrednio za takim rozumowaniem kryje się akceptacja dla wcześniejszej ich prywatyzacji, która dała im rzekomo to finansowanie i technologie! I to nic, że krytyk ten dobrze wie, że wiele z nich sprywatyzowano tylko po to, aby je zlikwidować. Posługiwały się one całkiem dobrymi i na dodatek polskimi technologiami, bo było to w czasach, gdy Państwo Polskie na naukę jeszcze łożyło. Z tych natomiast co nadal istnieją, ale już z korporacyjnym logo, zyski w niewielkim stopniu zasilają już polski budżet. Od ich obrotów rośnie PKB, ale nie budżet. Bezpośrednio zaś jest to jakaś niechęć do rzeczywistych zmian i odejścia od socjaldemokratycznej utopii. Tak, utopii! W dobie neoliberalnej hegemonii i kompromitacji socjaldemokracji w całej Europie to jest utopia większa niż komunizm. Wdrożone u nas przystosowanie się do gospodarek krajów metropolitalnych skazuje nas na średnie zarobki w granicach 25% średniej UE, jak też na ponoszenie kosztów kryzysu dotykającego te metropolie, bo te zawsze przerzuca się na słabszych, na peryferia. Właśnie dlatego podczas kryzysu w międzywojniu zamykano kopalnie na polskim Śląsku, żeby uchronić przed tym kopalnie w zagłębiu Ruhry.

Reformizm już nie wystarczy

Nie ma w Polsce na lewicy siły, która proponowałaby rzeczywiście antysystemowe zmiany, poza typowo reformistycznymi zabiegami polegającymi na podniesieniu podatków najbogatszym, tworzeniu przez państwo miejsc pracy, czy obietnicy budowy przez nie mieszkań. Powstaje pytanie: co tu jest większym cynizmem i populizmem? Postulat nacjonalizacji czy też postulat reformowania kapitalizmu, którym społeczeństwo jest oszukiwane od czasów jego restytucji?

Jedyne „ewolucyjne” zmiany, jakie widzimy to przecież stopniowe zmiany na gorsze. Ruina przemysłu i coraz większa niepewność oraz coraz mniej praw dla ludzi pracy. W kraju pozbawionym gospodarczej suwerenności jest to dopiero prawdziwe oszustwo. Podatki można podnieść i Unia nie będzie się w to wtrącać. Ale skąd to przekonanie, że opodatkowani dadzą się opodatkować, jeśli są tu wyłącznie dlatego, że tu tych podatków płacić nie muszą? Kto ich do tego zmusi? Słabe i biedne państwo? Skąd przekonanie, że korporacje zmuszone do płacenia w Polsce podatków nie zwiną swych interesów, nie wywiozą maszyn do ostatniej śrubki i nie przeniosą się do miejsc, które dadzą im lepszą stopę zysku? Jaka korporacja liczy się z takim państwem? W warunkach swobody alokacji kapitału w UE, mający być obciążonymi podatkami natychmiast zagrożą likwidacją montowni w Polsce. Niegdysiejszy sukces Słowacji, która to wygrała w negocjacjach budowę kilku zachodnich montowni, odbierając to Polsce – obrócił się przeciwko Słowacji w 2008 roku, po pęknięciu bańki spekulacyjnej w USA. Fabryki polikwidowano, by zachować bezpieczeństwo rynku pracy w krajach metropolitalnych i tam ich nie zamykać, a Polska szczyciła się sukcesem, bo w nas kryzys tak ostro nie uderzył – właśnie dlatego, że nie zbudowano u nas tych montowni. Tak więc bez załatwienia sprawy niepodległości gospodarczej – a ta wymaga w pierwszej kolejności nacjonalizacji choćby głównych gałęzi przemysłu i rozwijania ich na rachunek państwa – żądanie zrównania świadczeń i płac z tymi z krajów metropolitalnych UE jest pustosłowiem, jeśli nie awanturnictwem.

Kolejna sprawa, że bez nacjonalizacji, godząc się na produkcję jedynie komplementarną, musimy w następnej kolejności zrezygnować z własnej nauki. I to robimy od czasu wejścia w struktury UE, pozostając w niechlubnej końcówce jej członków pod względem wysokości nakładów, jakie na nią ponosimy. Z nauki musieliśmy zrezygnować, bo kraje metropolitarne kształcą własne kadry, a nasze, pozostając w przestrzeni wirtualnej z braku własnego wielobranżowego przemysłu – nie mogą już z nimi konkurować.

Wszystko to sprawia, że stajemy się krajem coraz bardziej peryferyjnym, zależnym i stąd też polityka takiego kraju musi pozostawać polityką kraju podległego, polityką niemal kolonialną.

A co z postulatem miejsc pracy tworzonych przez państwo? To jest dopiero oszustwo wykalkulowane z sondaży! Bo nawet jeśli ludzie twierdząco odpowiadają, że są za tym, by państwo je tworzyło, to mamy ich oszukiwać, że bez zmian systemowych jest to możliwe? Tych miejsc pracy nie da się stworzyć, nie mając ku temu środków. Nie mając majątku i podlegając unijnym ograniczeniom i dyktatowi MFW, państwo nigdy nie będzie ich tworzyć. To jest dopiero prawdziwe oszustwo chcieć iść pod takimi hasłami po ludzkie poparcie.

Państwo, owszem, tworzy miejsca pracy już teraz. Ale jakie to są miejsca pracy i dla kogo? Dla przykładu PKP podzielono na kilkadziesiąt spółek. Tematycznie i regionalnie. W każdej znalazł pracę prezes, członkowie zarządu i rady nadzorczej oraz obsługa ich biur, stołówek i toalet. Inna spółka jest od pociągów (z podziałem na ich rodzaje), inna od trakcji elektrycznej, a inna od torów… To nadal może się dzielić na jeszcze mniejsze spółki, w których zarządach znajdą zatrudnienie nowi członkowie PO i PSL. Nie byłoby też w tym nic dziwnego, gdyby spółkę zajmującą się torowiskami podzielono na dwie. Wszak jest tor prawy, tor lewy i… dwóch koalicjantów. Powiedzmy sobie prawdę, że dziś państwo może tworzyć miejsca pracy tylko tworząc nowe i rozbudowując obecne urzędy. To robi od dawna każda partia władzy, by zapewnić sobie twardy elektorat.

Potrzeba nam silnego państwa

By państwo sprawnie działało, potrzebuje materialnych podstaw. Mówiąc o nacjonalizacji, rozumiejąc jej konieczność w polskich warunkach, trzeba oczywiście określić jej zakres. To mogą być na początek kluczowe dla państwowej gospodarki gałęzie: komunikacja, szpitale, odzyskanie kontroli nad finansami, odzyskanie zlikwidowanych, czy wyprzedanych przez miasta przedsiębiorstw miejskich. Bez nacjonalizacji i renacjonalizacji musielibyśmy od nowa położyć własne szyny, zbudować nowe szpitale, zakładać od zera miejskie przedsiębiorstwa. Po pierwsze, po co? Po drugie, skąd na to wziąć?

Warto w tym miejscu wspomnieć doświadczenia Polski międzywojennej. Czas jakiś wierzono w niej, podobnie jak obecnie, w obłudną propagandę nt. „niewidzialnej ręki rynku”, która to sama całą gospodarkę podniesie z kolan. Później zorientowano się, że prawo takie od dawien dawna nie działa, a kraje metropolitalne ani myślą tracić, czy choćby konkurować, z krajami słabszymi. Politykę industrializacji, w której główną rolę odegrał kapitał państwowy, sformułował i przeprowadził Eugeniusz Kwiatkowski, wicepremier i minister skarbu w latach 1935-1939, który zainicjował czteroletni plan inwestycyjny (1936-1940), a następnie plan 15-letni (1939-1954). II RP mogła to jeszcze robić, bo mimo całej krytyki wobec jej polityki społeczno-gospodarczej nie doprowadziła nigdy do całkowitej rezygnacji z interwencjonizmu państwa, a sektor państwowy pozostawał przez cały czas międzywojnia ważnym elementem ówczesnej gospodarki.

Prawdziwe tworzenie innych, potrzebnych i wpływających na rozwój gospodarczy miejsc pracy to budowa na przykład jakiejś fabryki przez państwo. Słyszycie już ten wrzask Komisji Europejskiej, że to wbrew wolnej konkurencji? Ja słyszę! Słabe państwo przed groźbami KE i kapitału ugnie się z całą pewnością i nic z tego nie zrobi. Dlatego my socjaliści potrzebujemy silnego państwa. Silne państwo to państwo-właściciel.

Niedawno usłyszałem z ust lewicowego polityka, zwolennika stopniowych systemowych zmian, że postulatu nacjonalizacji społeczeństwo polskie nie zrozumie. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Po 25 latach prywatyzacyjnej antypaństwowej polityki państwa, społeczeństwo wie jak to dobrze i bezpiecznie móc pracować na państwowym. Praca na państwowym, podobnie jak przed wojną, staje się marzeniem wielu ludzi. Praca na państwowym to większe bezpieczeństwo i możliwość korzystania z praw jakie daje Kodeks Pracy. W przeciwieństwie do uspołecznienia jest to postulat łatwy do akceptacji, bo nie wymaga głębokiej świadomości. Dużo bardziej niezrozumiałym i wrogo traktowanym jest u nas postulat choćby wyższych podatków. By się o tym przekonać wystarczy porozmawiać z kimkolwiek na ulicy i usłyszeć, co myśli o podwyższaniu podatków. Zrozumieć na czym polega sukces Korwina-Mikke, który na tym braku świadomości i zrozumienia, postulatem niemal całkowitej likwidacji podatków buduje swój sukces. Nie twierdzę, że bogatym podatków nie trzeba podnieść. Twierdzę tylko, że to nie wystarczy, i że należy to robić nie zamiast, ale obok nacjonalizacji.

Czy nacjonalizacja spowoduje konflikt z Unią Europejską? Zapewne tak! Ale nikt też nie twierdzi, że odzyskanie suwerenności i budowa lepszej przyszłości to będzie proste zadanie.

Źródło : http://www.socjalizmteraz.pl/pl/Artykuly/?id=626/Lewica_a_nacjonalizacja

Noworosja lewicowa

Zabawa w państwo, a nawet w dwa państwa, jaka od początku towarzyszy rebelii w Donbasie, niesie ze sobą także świeże spojrzenie na ustrój w oddolnym, niemal amatorskim, ale przez to uczciwie rewolucyjnym wykonaniu miejscowych inspiratorów powstania.
Ich pierwszy oddział zbrojny liczył tylko 56 ludzi. Wśród nich był od początku Paweł Gubariew, który w marcu 2014 razem z innymi prorosyjskimi bojownikami zajął budynek administracji regionalnej w Doniecku i ogłosił się „gubernatorem ludowym”. Szybko został jednak aresztowany przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy pod zarzutem zamachu na terytorialną jedność państwa. Po dwóch miesiącach rebelianci wymienili go na schwytanych agentów SBU. Gubariew powrócił i stanął na czele separatystycznego ruchu „Noworosja”, którego celem jest utworzenie nowego państwa na wschodzie Ukrainy. Stał się on czołowym samorodnym ideologiem jego koncepcji ustrojowej.
Już wiosną 22 maja 2014 w Doniecku odbył się zjazd założycielski partii „Noworosja”, której celem była (i jest) budowa nowego państwa na wyzwolonych terytoriach południowego wschodu Ukrainy. Zgodnie z uchwalonym programem, partia ta będzie dążyć do „ustanowienia sprawiedliwości społecznej, władzy rad i uspołecznienia środków produkcji”. Równocześnie podkreśla jednak znaczenie tradycyjnych wartości społeczno-moralnych i moskiewskiego prawosławia. Partia powstała z inicjatywy Gubariewa i ochotników związanego z nim Pospolitego Ruszenia Donbasu, które nadal stanowi trzon sił zbrojnych Donieckiej Republiki Ludowej. Mogła ona wtedy liczyć na poparcie ze strony popularnych obrońców Słowiańska: ludowego mera Wiaczesława Ponomariowa i ministra obrony DRL legendarnego pułkownika Igora Striełkowa. „Noworosja” miała więc stać się jedną z głównych sił politycznych w przypadku okrzepnięcia i umocnienia nowej państwowości. W wystąpieniu na zjeździe założycielskim Paweł Gubariew zapowiedział, że partia nie będzie miała jednego lidera. „To będzie partia dziesiątek, setek liderów, patriotów” – zapowiedział.
Gubariew podkreślił, że jednym z najpilniejszych zadań ruchu jest nacjonalizacja przemysłu: Ci, którzy w latach 90. Ukradli sobie i zawłaszczyli przedsiębiorstwa, muszą zwrócić je narodowi, a wielkie przedsiębiorstwa zostaną znacjonalizowane. Program partii zakłada bowiem priorytet kolektywnych form własności, państwowej i społecznej oraz postuluje trzy klarowne formy własności. Wielka własność, aktywa przemysłowe i finansowe, będzie należała do państwa, średnia własność może należeć do kolektywów, zwłaszcza spółdzielni, a dopiero drobna własność i obiekty działalności ekonomicznej będące wytworem rąk właścicieli i obsługiwane tylko ich własną pracą, bez pracy najemnej, mogą znajdować się w prywatnych rękach. Oprócz przemysłu własnością państwa ma pozostać także cała ziemia, jej zasoby pod powierzchnią, cieki i zbiorniki wodne, fauna i flora. Jedynie działki na cele mieszkaniowe i przeznaczone do indywidualnej działalności rolnej, ogrodniczej lub rekreacyjnej, mogą znajdować się „w dożywotnim użytkowaniu z możliwością dziedziczenia prawa korzystania”. Generalnie ustrój społeczno-ekonomiczny państwa ma być oparty na zasadach sprawiedliwości społecznej i wielosektorowości gospodarki.
W programie „Noworosji” znajdziemy także ściśle socjalistyczne założenia, np. zasadę, że praca nie jest tylko towarem i powinna mieć „moralny i społeczny sens”, a zapłata za pracę każdego człowieka będzie adekwatna do stopnia przydatności tej pracy dla społeczeństwa. Podkreśla się wyższość praw nabytych z tytułu pracy nad prawami z tytułu własności.
Partia Pawła Gubariewa opowiada się za państwem socjalnym, które weźmie na siebie funkcję pomocy dla potrzebujących, socjalnie upośledzonych warstw społeczeństwa, w tym niepełnosprawnych. Minimum gwarancji socjalnych ze strony państwa ma obejmować także średnie wykształcenie i opiekę zdrowotną, przy czym pakiet usług gwarantowanych ma być rozszerzany w miarę wzrostu dobrobytu w Noworosji.
Ustrój państwa ma być ukształtowany na klasycznej zasadzie władzy rad. Najwyższym prawodawczym organem władzy w Noworosji powinna być Rada Ludowa, formowana na zasadzie delegowania przedstawicieli rad ludowych lub kolektywów pracowniczych – czytamy w programie partii. Ponadto wszystkie mianowane i wybrane organy władzy i ich poszczególni przedstawiciele w przypadku nierzetelnego wykonywania swoich obowiązków będą odwoływani przez tych, którzy ich wybrali lub mianowali na podstawie procedury opisanej aktem wykonawczym. W nowym państwie ma także obowiązywać zasada demokracji bezpośredniej: Podstawą ustroju państwowego Noworosji będzie zasada ludowładztwa, bazującego na instytucji demokracji bezpośredniej przy przyjmowaniu najważniejszych decyzji, określających przyszłość narodu i państwa. Również na szczeblu samorządowym zagadnienia dotyczące wszystkich mieszkańców rejonu, autonomii, wspólnoty będą rozstrzygane na ogólnych zgromadzeniach.
Na straży porządku i bezpieczeństwa publicznego powinna stać milicja ludowa złożona zarówno z profesjonalnych funkcjonariuszy, jak i oddziałów ochotników pełniących służbę w czasie wolnym od pracy. Przyjęto zastrzeżenie, że działania sił zbrojnych państwa (Samoobrony Ludowej), jak i milicji nie mogą być skierowane przeciwko własnemu narodowi w przypadku, jeśli sprawa dotyczy masowych akcji, a nie indywidualnych przypadków łamania prawa przez elementy przestępcze, w tym zwłaszcza przestępczość zorganizowaną.
W skład federacyjnego państwa noworosyjskiego, według programu partii „Noworosja”, oprócz donieckiej i ługańskiej republik ludowych, powinno wejść jeszcze sześć dalszych obwodów Ukrainy, gdzie językiem ojczystym dla zdecydowanej większości mieszkańców jest rosyjski: charkowski, dniepropietrowski, zaporoski, chersoński, nikołajewski i odeski. W wymiarze geopolitycznym projektowana „Noworosja” opowiada się za eurazjatyckim kierunkiem integracji państwa, w tym za wejściem w skład bloków wojskowo-politycznych z udziałem Rosji.
Obok jednoznacznie lewicowych postulatów społeczno-ekonomicznych w programie partii Gubariewa znajdziemy konserwatywne treści światopoglądowe. Normatywną formą duchowego i religijnego wychowania będzie religijna podległość i przynależność do Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego, co w pełni dopuszcza jednak wolność wyznania, z wykluczeniem obcych dla ruskiej wspólnoty kulturowo-cywilizacyjnej formacji agresywnych, totalitarnych sekt, burzących podstawy życia społecznego i społecznej harmonii. Państwo będzie miało obowiązek ochrony obyczaju i zwalczania bluźnierstw. Punkt o wolności wyznania i prawie do kulturowej samoidentyfikacji zapisany został również w innym punkcie programu. Zagwarantowane ma być także prawo do zrzeszania się m.in. na bazie poglądów i wyznania.
Program partii z jednej strony odrzuca wszelkie formy nietolerancji rasowej, narodowościowej, etnicznej i kulturowej, a także wszelkie przejawy dyskryminacji z przyczyn językowych, wyznaniowych, płciowych, socjalnych, majątkowych, ale z drugiej strony nie dopuszcza agresywnej propagandy i promocji poglądów i postaw mniejszości, w tym seksualnych, pod pretekstem ich obrony przed dyskryminacją. Ciekawe jest spojrzenie założycieli „Noworosji” na kwestię praw człowieka. Prawa człowieka, na równi z prawami narodów, wspólnot i innych kolektywnych podmiotów leżących u podstaw ustroju społecznego Noworosji, będą pojęciami równorzędnymi, nie podlegającymi hierarchizacji.
Na tle postępującej dekadencji ideologii lewicowych w Europie Zachodniej, które zwyrodniały w tęczowe kluby obrońców pedalstwa i Greenpeace’owej zadymy, takie klasyczne „odnowienie socjalizmu” w wydaniu Pawła Gubariewa i jego towarzyszy oraz perspektywa zastosowania tej korekty w praktyce musi budzić zrozumiałe zaciekawienie. Tłumaczy też, dlaczego dla oligarchów i megazłodziei, rebelia na wschodzie Ukrainy jest wyzwaniem, które muszą jak najprędzej wypalić ogniem i żelazem. Być może, również z tego samego względu z pomocą dla Noworosji nie kwapi się Putin, który w swojej koncepcji państwa też opiera się na oligarchach.
Impet polityczny partii Noworosja jak się wydaje załamał się po upadku Słowiańska i Kramatorska. We wrześniu w wyniku niejasnych manewrów politycznych z władz Noworosji wyeliminowano pułkownika Igora Striełkowa, który powrócił do Moskwy, a miesiąc później tuż przed wyborami prezydenckimi w Noworosji, w wyniku zamachu wyeliminowano także Pawła Gubariewa. W niedzielę wieczorem 12 października 2014 wracał on samochodem z Rosji. Na terenie obwodu donieckiego jego pojazd został ostrzelany. Auto zjechało na pobocze i uderzyło w betonowy słup. Nieprzytomnego przewieziono do jednego ze szpitali w rosyjskim Rostowie. Lekarze zdiagnozowali u niego uraz wewnątrzczaszkowy. Według Jekateriny Gubariewej jej mąż odniósł obrażenia na skutek zderzenia ze słupem, a nie od kul. Sprawców zamachu nie ujęto.
W obecnej fazie, po wyeliminowaniu Striełkowa i Gubariewa, lewica straciła impet i proces wydaje się cofać. Ciekawym sygnałem jest niedawne wydarzenie, o którym w alarmującym tonie informuje ukraińska organizacja komunistyczna Zjednoczenie „Borot’ba”. 21 grudnia w Doniecku została zatrzymana trójka działaczy tego ugrupowania: Maksim Firsow, Wiktor Szapinow i Maria Muratowa. Zatrzymani przez uzbrojonych ludzi, którzy przedstawili się im jako żołnierze batalionu „Wostok” przebywają oni obecnie w komendanturze wojskowej przy ul. Elewatornej w Doniecku razem z ukraińskimi jeńcami wojennymi. Żołnierze batalionu „Wostok” uznali ich za ukraińską grupę dywersyjno-wywiadowczą i chcą wymienić na przebywających w niewoli powstańców, wydając ich stronie ukraińskiej. W takim wypadku ich życiu zagrażałoby niebezpieczeństwo ze strony bojówkarzy Prawego Sektora, bowiem wcześniej musieli uciekać z Ukrainy właśnie w związku ze swoim zaangażowaniem w działalność opozycyjną. Struktury Zjednoczenia „Borot’ba” po zwycięstwie „Euromajdanu” zostały rozbite przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy i bojówki neonazistowskie. Działalność ugrupowania zeszła do podziemia, wielu działaczy udało się na emigrację. W listopadzie przebywający na politycznej emigracji w Kiszyniowie Wiktor Szapinow i Maksim Firsow byli zatrzymani przez funkcjonariuszy służb specjalnych i wydaleni z Mołdawii, gdzie przed wyborami parlamentarnymi pomagali w kampanii ugrupowaniom mołdawskiej lewicy. Porwanie trójki ukraińskich komunistów tak skomentował rosyjski lewicowy socjolog Borys Kagarlicki na łamach portalu rabkor.ru: Wiele już napisano o związkach batalionu „Wostok” z oligarchą Rinatem Achmetowem. Polityczny sens wydarzenia jest oczywisty – w Noworosji nasila się walka między postawionymi przez Moskwę politykami, realizującymi kurs na przywrócenie oligarchicznego reżimu, a lewicowcami, próbującymi tę restaurację zatrzymać albo chociaż ograniczyć.
Od dłuższego już czasu czytelne sygnały polityczne docierają również z Kremla: nawet po zwycięstwie powstania Donbas będzie musiał pozostać w składzie Ukrainy, prawdopodobnie także zresztą po to, aby swym przykładem zarażać inne części tego rozedrganego politycznie kraju, co ewentualnie mogłoby pozwolić na odzyskanie go w całości do poradzieckiej wspólnoty, jaką bez wątpienia pragnie odtworzyć Putin. I tylko to, że Kijów oraz jego mocodawcy nadal dążą do ostatecznego rozwiązania kwestii Donbasu siłą, a być może także sprowokowania Rosji do wojny, zostawia sprawę przyszłości Noworosji wciąż otwartą. Wraz z nią także otwartą pozostaje kwestia jej przyszłego ustroju.

Bogusław Jeznach 01.01.2015
Źródło : http://jeznach.neon24.pl/post/117211,noworosja-lewicowa