Od początku istnienia, a ściślej od czasu pierwszych synodów, Kościół rzymski przypisywał sobie prawo osądzania i potępiania tego, co uważał za herezję lub schizmy. Herezją zwykło się przy tym nazywać poglądy grupy chrześcijan, które odstępowały od ortodoksji ustalonej przez zwierzchność kościelną. Natomiast schizma (z greckiego) oznaczała rozłam. Dla Kościoła rzymskokatolickiego schizma było każde wyznanie chrześcijańskie, które odrzucało zwierzchnictwo Rzymu. Sam fakt odrzucenia supremacji rzymskiej uznaje się za heretycki, jako sprzeczny z doktryną katolicką. I choć miedzy schizmą a herezją istnieje różnica, jednak w oglądzie z zewnątrz i tak zwanej praktyce życia pojęcia te trudno wyodrębnić czy od siebie rozdzielić. Każda, bowiem doktryna odstępująca choćby częściowo od oficjalnej uznawana była za herezję. Dzisiaj wprawdzie nikt już nie staje przed sądem św. Inkwizycji, tym niemniej wyznawcy innych konfesji nadal uważani są za „zbłąkane owieczki”.
U progu trzeciego tysiąclecia chrześcijanie nie chcą się już w imię Chrystusa wzajemnie zabijać, wojny religijne – przynajmniej na zachodzie – nie cieszą się popularnością, tendencja do jednoczenia się wszystkich chrześcijan przybrała szlachetną nazwę ekumenizmu. Nie znaczy to jednak, by na drodze „zbłąkanych owieczek” nie pojawiały się kłody.
Założeniem tego rozdziału, podobnie jak i poprzednich, nie jest prowokacja czy obraza Czytelników ani chęć osłabienia ich wiary. Nie naruszamy też fundamentów Kościoła. Obalamy tylko pewne mity w imię prawdy, którą chcemy przedstawić lub przypomnieć. Bowiem tak w przeszłości, jak i dzisiaj, znajdziemy świętych i zbrodniarzy, ludzi mądrych i groźnych szaleńców, którzy w imię prawdy, nazywanej miłością lub ideą, realizowali tylko swoje indywidualne, często wręcz paranoiczne cele, żądając od ludzi ofiar i poświęcenia. Posługiwano się przy tym od lat podobnymi a nawet jednakowymi metodami. Nie ma, więc racji bytu pogląd, że systemy państwowe, stworzone do eksterminacji narodów, są wymysłem współczesności.
Można było pokusić się o tezę, że czy to w latach hitleryzmu, stalinizmu, czy w czasie eksterminacji Indian posługiwano się tymi samymi metodami, jak na przykład w okresie działalności inkwizycji. Zwalczano wszystkich, którzy ośmielali się mieć inne zdanie lub wątpić w oficjalnie głoszoną i obowiązującą ideę.
Męczeństwo było i jest w Kościele rzymskokatolickim aktem wiary. Kościół przez całe wieki żądał od swych wiernych ofiar. One miały być dowodem prawdziwej wiary, bez względu na formę i postać, jaka przybierały.
Tropiąc herezję, odkrywamy mechanizmy działań, poznajemy ich pokrętną logikę, być może w rozumieniu Kościoła bluźnimy, ale przyczyniamy się też do tego, by oddzielić ziarno od plew, by w doktrynie Kościoła odnaleźć to, co jest autentycznym dobrem i prawdziwą pobożnością. Czasy się wprawdzie zmieniły, ale Kościół katolicki nadal pozostał wierny swojej doktrynie i dogmatom, nie wycofał się dotąd z żadnego ze swoich wcześniejszych wyroków i potępień dotyczących herezji. Można heretyka starać się zrozumieć, nawet wybaczyć mu, ale nie znaczy to, że herezja mogłaby być akceptowana. Na tym polega ciągłość tradycji Kościoła rzymskiego – niczego nie odwołano, choć zmieniono ton wypowiedzi. Można byłoby się z tym zgodzić czy przyjąć w pokorze, jako przeszłość historyczną, jako okres „błędów i wypaczeń”, gdyby nie pamięć o płonących stosach i zeznaniach wymuszanych przez trybunał św. Inkwizycji.
Dzisiaj brak jakiegokolwiek uzasadnienia, by poglądy heretyków uważać za zbrodnie, karać ich za nie torturami i śmiercią. A jednak w średniowieczu Kościół rzymskokatolicki opanował istny szał nienawiści do heretyków. Wypowiedziano im krwawą wojnę, podczas której zginęły ich tysiące. To tylko jeden z przypadków w historii, gdy żarliwa i ślepa wiara występując w obronie cnoty i prawdy, ginęła w mordach i krwi. Kościół stawał się coraz bardziej bogaty i chciwy, mnisi i dostojnicy kościelni lubieżni i okrutni, a nadto także skorumpowani. Coraz trudniej było znaleźć wśród duchownych ludzi przestrzegających głoszonych przez Kościół zasad miłosierdzia, ubóstwa, czystości. Papieże dążyli do niepodzielnego panowania nad światem chrześcijańskim. I tylko kwestią czasu stało się, kiedy ich racje zaczęto poddawać w wątpliwość.
Przyjrzyjmy się niektórym faktom.
Mani (Manes) urodził się około 215 roku w Mezopotamii. Jego uczniowie twierdzili, że był Persem pochodzącym z królewskiego rodu. Był uczonym – astrologiem i matematykiem, a także lekarzem i malarzem. Niektórzy historycy twierdzą, że był początkowo kapłanem chrześcijańskim, broniącym swojej religii przeciwko żydom i magom. Potem zaczął głosić własną doktrynę, za co został wykluczony ze wspólnoty chrześcijańskiej. Podróżował po Azji Centralnej, Indiach i Chinach. W końcu wrócił do Persji i żył na dworze króla Szapura I. Kiedy władca zagroził mu śmiercią, prorok zbiegł. Wrócił do Persji, gdy na tron wstąpił jego protektor Hormizdos I. Gdy ten jednak zmarł i na tron wstąpił król Bakram I, Mani został uwięziony i skazany na śmierć. W 277 roku został ukrzyżowany, obdarty ze skóry, a potem rozpłatany na dwie symboliczne części. Ówcześni chrześcijańscy historycy podają, że Mani został uwięziony, ponieważ nie zdołał wyleczyć syna Szapura I.
Manicheizm całkowicie odrzucał Stary Testament, jako niegodny Boga, a z Nowego Testamentu przyjmował tylko to, co zgadzało się z jego doktryną. Manichejczycy odrzucali Dzieje Apostolskie, Drugi List św. Jana, a także jego Apokalipsę. Doktryna manichejska była dualistyczna. Zgodnie z nią rządami nad światem podzieliły się dwie równorzędne i obdarzone równą siłą pierwiastki: Zła (Ciemność) i Dobra (Jasność). Jeden jest duchowy, drugi – materialny. Ciemność chciała wciągnąć Jasność, czyli wartości duchowe miałyby być wchłonięte przez materię. Niebiańskim królestwem Jasności włada dobry Bóg – Ojciec. W jego sąsiedztwie znajduje się królestwo Ciemności, którego panem jest Książę Ciemności. Bogu Zła podlegają demony. Ten wrogi Świat Zła nie został stworzony przez dobrego Boga. Swą złą substancję uzyskał sam z siebie i trwa w wiecznej opozycji do Królestwa Światłości. Stworzenie ziemskiego świata jest rezultatem bezustannej walki obu tych królestw.
Manichejczycy wierzyli, że człowiek posiada dwie dusze: „pneumatyczną” i hyliczną. Jedna jest przeciwieństwem drugiej, a do pojednania dochodzą tworząc trzecią duszę psychiczną. Dotyczy to zwykłych ludzi. Chrystus uniknął dualizmu duch – materia. Jezus był jednym z „wysłańców”, którzy poprzedzili Manesa. Zadaniem owych „wysłańców” było przyjście z pomocą duszom w uwolnieniu się z więzów materii.
Manicheizm był wyznaniem prześladowanym od samego początku, jego wyznawców poddawano torturom, pozbawiano majątków. Oficjalnie zostali wypędzeni z Cesarstwa Rzymskiego między rokiem 285 a 499. Śmiercią męczeńska zginęło około stu tysięcy manichejczyków. Spadkobiercami doktryny stali się bogomiłowie i katarowie.
Bogomiłowie byli heretykami bałkańskimi wywodzącymi się z terenów dzisiejszej Bułgarii. Pojawili się w początkach X wieku i z czasem rozszerzyli swoje wpływy. Za panowania cesarza Aleksego I Komnena doszło do prześladowań. Wtedy zginął na stosie jeden z ich przywódców – Bazyli. Bogomiłowie nie uznawali Starego Testamentu ani sakramentu eucharystii i ofiary składanej podczas mszy. Twierdzili, że jedyną prawdziwą eucharystią jest niedzielne kazanie, stanowiące całą ich modlitwę. Nie wierzyli w fizyczne zmartwychwstanie ciał, a jedynie w zmartwychwstanie duchowe. Byli przeciwni małżeństwu i prokreacji.
Katarowie wywodzą się z nurtu manicheizmu. Ruch ten przez całe pierwsze tysiąclecie wzbudzał nienawiść i wręcz przerażenie Kościoła. Nie szczędzono tych uczuć jego wyznawcom, którzy pojawili się w początkach XI wieku nazywając się katarami, czyli czystymi. Władze kościelne zaczęły ich tępić już sto lat później, a zdziesiątkowani zostali w 1244 roku. Kataryzm nie był doktryną sekretną. Głoszono ją otwarcie, a nauczania podejmował się każdy „wierzący”, który dostąpił tytułu „doskonałego”. Później ze względu na bezpieczeństwo i strach przed inkwizycją naukę szerzono bardziej dyskretnie. Dzieła katarów rozpowszechniono w Langwedocji, a także w innych regionach, gdzie sekta czuła się silna. Bezpośrednich śladów doktryny ocalało niewiele, jako że księgi katarskie były palone przez inkwizytorów. Szczątki wiedzy o ruchu czerpiemy z akt procesów inkwizycyjnych oraz ocalałych dwóch ksiąg oddanych do dyspozycji ówczesnych sędziów.
Nauka katarów opierała się na manichejskiej teorii dwóch pierwiastków: Dobra i Zła, Światła i Ciemności, Ducha i Materii. Katarowie odrzucali ideę czyśćca. Zbawienie i odkupienie według nich dokonywało się poprzez metempsychozę (wędrówkę dusz). Odrzucali także wieczne piekło, ponieważ wieczny jest tylko Bóg. Nie uznawali Starego Testamentu, ponieważ ich zdaniem relacjonował on czyny Szatana, będącego demiurgiem i władcą tego świata. Jezus był dla nich najwyżej postawionym z „dzieci Bożych”. Bóg go wybrał i uczynił swoim Synem, aby zstąpił na ziemię i głosił chwałę Ojca.
Kościół katarów składał się z dwóch klas: z „doskonałych” albo „czystych” i z „wierzących”. „Doskonali stanowili elitę, oni też pełnili funkcje liturgiczne. Najważniejszym rytuałem był sakrament inicjacji. Następował po długim okresie przygotowawczym, po którym „wierzący” stawali się „doskonałym”, jego upadła dusza odzyskiwała stan łaski, a on sam odtąd czekał już tylko na śmierć, aby zająć miejsce w Królestwie Światłości.
Katarowie praktykowali endurę. Po inicjacji rezygnowali z niedoskonałego i złego świata ziemskiego, pragnąc wyzwolenia przez śmierć. Aby ją przyspieszyć, wyrzekali się pożywienia, pijąc tylko niewielkie ilości wody, aż do wyzwolenia cielesnego. Katarowie wiedli wzorowe życie, przez co tym bardziej odróżniali się od wierzących katolików. Nie byli złodziejami, pijakami ani rozpustnikami, jak wielu ówczesnych duchownych i mnichów. Nie składali przysiąg, nie jedli mięsa, aby ich dusza podczas wędrówki nie znalazła się w ciele zwierzęcia. Stosunki seksualne utrzymywali tylko „wierzący”, „doskonałym” były one zabronione, ponieważ prokreacja przedłużała gatunek, a więc i czas uwięzienia w materialnym ciele.
Rozrastająca się w Europie w XI wieku sekta katarów znalazła wielu zwolenników we francuskim mieście Albi. Jej członkowie stali się znani pod nazwą albigensów. Wierzyli oni, że świat materialny jest w całości zły. Dusza ludzka jest jednak dobra i dostąpi zjednoczenia z Bogiem. Skromność i ubóstwo uważano za cnoty, natomiast bogactwo i wojny – za zło. Odrzucali sakramenty, dogmat o zmartwychwstaniu i Trójcy Świętej oraz organizację kościelną. Nie akceptowali pompatycznych obrzędów rzymskokatolickiego Kościoła i kwestionowali jego prawo do religijnych rządów. Nauka ich została potępiona na synodzie w Tours w roku 1163 i na trzecim soborze laterańskim w 1179 roku.
W roku 1147 kaznodzieja Bernard de Clairvaux, odbywając podróż wizytacyjną po południowej Francji, znalazł kościoły świecące pustkami. W oczach Rzymu szerząca się w Europie nowa religia rozprzestrzeniała się gwałtownie jak zaraza. Konsternacja Kościoła była tym większa, że Albi w Langwedocji było miastem zamożnym i gdyby jego mieszkańcy odwrócili się od Rzymu odbiłoby się to na papieskiej szkatule.
W 1207 roku zamordowany został Pierre de Castlenau, legat papieża Innocentego III. Rzym podał do publicznej wiadomości, że podejrzany o zbrodnie jest Raymond, hrabia Tuluzy, rządzący w sercu regionu opanowanego przez albigensów. Było to równoznaczne z wezwaniem chrześcijańskiego rycerstwa do walki z odszczepieńcami. Nadzieja łupów, jakie można było zdobyć, stanowiła dodatkową zachętę.
W 1209 roku papież Innocenty III skierował przeciwko nim krucjatę pod wodzą Simona de Montfort. Doszło do masakry w Béziers. Fałszywie oskarżony Reymond chcąc ocalić swój lud, sam oddał się w ręce zwolenników Rzymu. Torturowano go i stracono bez sądu, co wywołało gniew króla Francji. Krucjatę wstrzymano. Chciwi rycerze i fanatyczni mnisi nie dali za wygraną. W wyniku ich interwencji u papieża w 1214 roku ogłoszono następną wyprawę i rzezie kontynuowano. Heretyków wieszano, kobiety i dzieci kamienowano i wrzucano do studni. Przeor z Citeaux, Arnold Amalric, zapytany przez wodzów krucjaty, jak odróżnić heretyka od katolika powiedział: „Zabijajcie wszystkich, Bóg swoich rozpozna”. W Bézies zginęło ponad pięćdziesiąt tysięcy osób. Krwawe prześladowania tylko wzmocniły wiarę i poczucie wspólnoty heretyków.
Tragedia w Béziers stanowiła preludium, wojna zakończyła się, bowiem dopiero w 1244 roku. W 1222 roku, w kilka lat po śmierci Innocentego III, Amalric z Montfort, syn Simona, zaofiarował władcy Francji podboje swego ojca. Francja władał wtedy Ludwik Święty. Jego matka, Blanka Kastylijska, była fanatyczną katoliczką o zdolnościach politycznych. Nakłoniła, więc syna, by skończył z rewoltą na południu. Krucjata stanowiła pretekst do zademonstrowania siły królewskiej. Walki zaczęły się od nowa. Szalała też inkwizycja powierzona dominikanom. Heretycy schronili się za murami fortecy Montsegur, którą obległy wojska katolickie. Ci heretycy, którzy nie chcieli się oddać w ręce prześladowców, dobrowolnie – ze śpiewem na ustach – wstąpili na stos. Było to właściwie zbiorowe samobójstwo obrońców miasta. W ten sposób praktycznie zakończyła się wojna z albigensami.
Waldensi – to heretycy z XII wieku, których kalwini uważają za swoich prekursorów. Sektę waldensów założył około 1170 roku bogaty kupiec z Lyonu, Piotr Valdo (Waldens). Nagła śmierć przyjaciela była dla niego takim wstrząsem, że postanowił rozdać majątek biednym i wrócić do prostego życia Jezusa i apostołów. Waldens znalazł zwolenników i naśladowców, których nazwano „waldensami” – „ubogimi z Lyonu”. Dopóki waldensi żyli tylko w ubóstwie, nie uważano ich za heretyków. Bez biskupiego pozwolenia zaczęli jednak głosić Ewangelię. Biskupi zabronili im kaznodziejstwa, a w 1184 roku papież, Lucjusz III, potwierdził wyrok biskupów liońskich i ekskomunikował Waldensa. Zostali również wyklęci jako heretycy przez Innocentego III na soborze laterańskim w 1215 roku.
Waldensi nie pogodzili się z decyzja papieży. Wystąpili z Kościoła uznając, że służbę bożą mogą sprawować tylko żyjący w pobożności. Ich zdaniem duchowieństwo nie miało takich praw, odkąd weszło w posiadanie dóbr doczesnych. Waldensi odłączyli się od Rzymu, ponieważ w swej działalności opierali się wyłącznie na Biblii, odrzucając nauki papieży.
Waldensi odrzucali ortodoksyjną naukę o sakramentach i wszelki kult. Zabraniali składania przysiąg, uczestniczenia w wojnach, posiadania ziemi. Rozrastanie się sekty wzbudzało coraz większy sprzeciw duchowieństwa. Aby więc swobodnie głosić swoją wiarę i żyć wedle swoich reguł, mnóstwo waldensów schroniło się w dolinach Delfinatu i Piemontu. Być może pozwolono by im żyć spokojnie, gdyby nie postanowili wspomóc albigensów.
Część wyznawców wywędrowała na teren dzisiejszej Szwajcarii. W 1487 roku zorganizowano przeciwko nim wyprawę, która nie pokonała ich całkowicie, ale zadała poważne straty. W dobie reformacji waldensi nabrali przekonania, że dzięki niej przetrwają. Zawarli przymierze z kalwinami. Nie skończyły się jednak prześladowania. W 1545 roku spalono dwie wsie zamieszkałe przez waldensów, a ludność, także kobiety i dzieci, zdziesiątkowano. W XVII wieku wysłano przeciwko nim wojska francuskie. Wówczas wywołało to sprzeciw monarchii protestanckich. Do dzisiaj w Piemoncie, Sabaudii i kantonach szwajcarskich istnieją zgromadzenia waldensów przyłączone do Kościoła reformowanego.
Dziwny i okrutny los spotkał także templariuszy. Tym dziwniejszy, że aż do XIV wieku powszechnie uważani byli za bohaterów. Zakon rycerski templariuszy powstał w 1119 roku, powołał go pobożny rycerz, Hugues de Payns, w celu walki z muzułmanami, choć głównym ich celem stało się zapewnienie bezpieczeństwa pielgrzymom na szlaku wiodącym do Jerozolimy. W uznaniu dla bohaterstwa rycerzy, król Jerozolimy, Baldwin II, oddał im skrzydło swego pałacu, znajdujące się w bliskim sąsiedztwie świątyni Salomona (łac. templum). Od tego miejsca wywodziła się nazwa zakonu – templariusze.
Rycerze składali śluby zakonne osobistego ubóstwa. Zaniechali związków z kobietami. Najbardziej cenili odwagę i szlachetność. Pieczętowali się znakiem dwóch rycerzy na koniach, co miało symbolizować wyrzeczenie się dóbr doczesnych. W roku 1126 Huges de Payens przybył do Europy, ponieważ i tutaj toczyła się walka o przetrwanie chrześcijańskiego świata. Zakon rozkwitł w Europie. Od 1128 roku rycerze nosili białe płaszcze, do czego prawo przyznał im papież, Honoriusz II. Czerwony krzyż, znak templariuszy, znalazł się na nich w 1146 roku. Dobra sława zakonu, któremu patronował św. Bernard de Clairvaux, rozeszła się w Europie już w XII wieku.
Czasy krucjat przeminęły. Templariusze zawsze gotowi byli walczyć z niewiernymi na Wschodzie. Skoro jednak główny cel ich działalności przestał istnieć, zakon wszedł w nową rolę. Dzięki licznym nadaniom i operacjom finansowym zgromadzili templariusze wielkie bogactwa w Palestynie i Europie, co zapewniło im ogromne wpływy polityczne i przywileje. Szybko to dostrzeżono zgodnie z zasadą, że bogactwo zawsze wzbudza zawiść. Na początku XIV wieku król Francji, Filip IV Piękny, zapragnął zagarnąć majątek rycerzy. Inkwizycja stała się jego bronią. Oskarżył templariuszy o herezję. Pierwotny cel zakonu poszedł w zapomnienie. Oskarżenia Filipa IV, nieprawdziwe w każdym calu, wzięły górę. Filip IV stwierdził, że templariusze opluwają krucyfiks, oddają cześć diabelskiemu bożkowi, Bafohometowi, utrzymują związki homoseksualne.
W 1307 roku Filip IV skonfiskował dobra zakonu. Potem rozpoczął się proces oskarżycielski połączony z torturami, zakończony wyrokiem skazującym na śmierć przez spalenie na stosie. Około czterdziestu żołnierzy zginęło podczas tortur w Paryżu. Żaden z nich nie oskarżył współbraci. W 1313 roku papież, Klemens V, ogłosił bullę potępiającą zakon. Oznaczało to koniec templariuszy. Ostatni mistrz zakonu, Jacques de Molay, został spalony na stosie.
Reformację w Europie poprzedził ferment ideowy, który znalazł wyraz także w wystąpieniu Johna Wiklifa (Wycliffe) i w husytyzmie.
John Wiklif (ok. 1320-1384) pochodził z hrabstwa Yorkshire. Był rektorem Balliol College i proboszczem w Lutterwirth. Odmówienie mu biskupstwa, co potwierdził także papież Urban V, odczuł jako niesprawiedliwość. Wzbudziło w nim to niechęć do władzy kościelnej. Podjął kampanię, ujawniając nadużycia kleru. Został wezwany przed sąd biskupi w katedrze św. Pawła w Londynie. Dzięki poparciu hrabiego Lancaster, który podzielał jego poglądy, został uniewinniony. W 1378 roku Wiklif atakował obowiązkową spowiedź, odpusty i całą hierarchię Kościoła. Papież i duchowieństwo wystąpili przeciwko niemu ponownie. Jego teorie doprowadziły do sprzymierzenia się panujących przeciwko poddanym, a w konsekwencji do wojny władzy świeckiej i duchownej, przeciwko ludowi i Wiklifowi. Wiklif ośmielił się nawet wystąpić przeciwko papieżowi. Gdy na tron wstąpił Ryszard II, władza hrabiego Lancaster zmalała. Dlatego też w 1382 roku arcybiskup Canterbury, Wiliam Courtenay, popierany przez papieża Urbana V, doprowadził do potępienia doktryny Wiklifa przez synod w Londynie. Wiklif został zesłany na probostwo w Lutterwirth, gdzie zmarł. W 1415 roku Sobór Konstancjański podjął decyzję, by zwłoki Wiklifa ekshumować i spalić. Stało się to w roku 1428.
Do głosu zaczęli w tym czasie dochodzić także husyci. Byli oni zwolennikami i uczniami Jana Husa i Hieronima z Pragi. Po męczeńskiej śmierci obu przywódców husytami nazywano nie tylko autentycznych zwolenników, ale też wiele sekt, które w XV wieku walczyły pod wspólnym sztandarem.
Jan Hus (1369-1415), sam będąc duchownym, dostrzegał zepsucie i rozwiązłość duchowieństwa katolickiego. Zapoznał się z pismami Wiklifa i też zapragnął reformy. Nie podpisał się pod potępieniem przez uniwersytet praski czterdziestu pięciu tez Wiklifa. Publiczne oskarżenia Kościoła przysporzyły mu tłumów słuchaczy. Jego najbliższym współpracownikiem był Hieronim z Pragi, świecki teolog.
Według doktryny Husa głową Kościoła jest Jezus Chrystus. Należą do niego wyłącznie sprawiedliwi i przeznaczeni do zbawienia. Nie można ich z Kościoła wykluczyć, ekskomunika nie ma mocy. Kościół istnieje dzięki wiernym. Istniałby nawet wtedy, gdyby nie było papieża i biskupów. Duchowieństwo nie ma, więc żadnej mocy, gdyż ona należy wyłącznie do Chrystusa. Zadaniem duchowieństwa powinno być tylko ubieganie się o przebaczenie dla grzesznika. W życiu i wierze należy się kierować wyłącznie naukami Pisma Świętego. Każdemu kaznodziei chrześcijańskiemu wolno głosić Ewangelię bez ograniczenia diecezji.
Tezy Husa wymierzały cios władzy papieskiej i biskupiej. Husa ekskomunikowano. To tylko zwiększyło jego popularność. Władze duchowne przekonały Husa, że powinien stanąć przed soborem (1414-1418) w Konstancji. Hus nie podejrzewając podstępu, zdecydował się przybyć. Był pewien, że tam właśnie będzie mógł obronić swoje tezy. Nie pomógł mu nawet glejt od cesarza Zygmunta. Uwięziono go z żądaniem, by wyrzekł się swoich poglądów. Decyzja soboru z 1414 roku Husa potępiono, pozbawiono świeceń kapłańskich i wydano „wymiarowi sprawiedliwości”. Zginął na stosie w 1415 roku.
Podobnie zakończył życie Hieronim z Pragi. Na krótko odstąpił od nauk mistrza, potem jednak decyzje odwołał i spłonął na stosie razem z Husem. Prochy obydwu wrzucono do Renu. To wydarzenie stało się początkiem krwawej wojny domowej, która ogarnęła Czechy, Morawy i część Polski. Oddziały husytów, zebrane pod wodzą Jana Żiżki, utworzyły armię. Walczące z nią wojska cesarza Zygmunta ponosiły porażki. Po śmierci Żiżki, w 1424 roku wojny husyckie trwały nadal. Przeciwko husytom zorganizowano trzy krucjaty. Husyci odnosili zwycięstwa. Wówczas papież i cesarz Zygmunt Luksemburski zaproponowali husytom układy. Dowódców zaproszono na sobór w Bazylei. Do porozumienia jednak nie doszło i walki rozgorzały na nowo. W 1434 roku wojska cesarskie rozbiły oddziały husytów. Oblicza się, że wojny husyckie zabrały ponad czterdzieści tysięcy ofiar.
We Francji, w XV wieku, jeszcze nie uporano się z waldensami, a już duchowieństwo zwróciło swoją uwagę na „koło biblistów z Meaux”. W 1521 roku Sorbona potępiła doktrynę Lutra. W 1523 roku mnich Jean Valliére oskarżony został o luteranizm i spalony na stosie. Ten sam los spotkał Jeana Leclerc z Meaux w 1526 roku. Pod wpływem tych prześladowań zaczęły pojawiać się we Francji ruchy reformacyjne. Powodem szybkiej ekspansji kalwinizmu we Francji były nadużycia Kościoła rzymskiego i duchowieństwa a także sztywne stanowisko Sorbony w kwestiach doktrynalnych.
W 1555 roku potajemnie założono w Paryżu pierwszy zbór kalwiński. Potem odbył się synod krajowy (1559), kolokwium w Poissy (1561) i reformacja we Francji stała się faktem. Innowiercom zabroniono zgromadzeń, praktykowania kultu wedle własnych reguł, dostępu do cmentarzy i większości przywilejów, jakimi cieszyli się katolicy.
Nazwa protestantów francuskich, których nazywano hugenotami powstała około 1560 roku. W roku 1562 wybuchła we Francji wojna religijna, która trwała trzydzieści pięć lat.
Najważniejszym wydarzeniem tej wojny była rzeź hugenotów, zwana Nocą Świętego Bartłomieja. Rzeź miała miejsce w Paryżu z 23 na 24 sierpnia 1572 roku. Dokonano jej w czasie pobytu tam szlachty hugenockiej przybyłej na ślub ich przywódcy Henryka z Navarry (Henryka IV) z Małgorzatą de Valois. Rzeź inspirowana była przez Katarzynę Medycejska i stronnictwo katolickie z Gwizjuszami na czele, za wiedzą Karola IX. Zginęło wówczas wiele tysięcy hugenotów, między innymi jeden z głównych przywódców, Gaspard de Coligny.
Zakończenie wojen przypada na rok 1598. Henryk IV wydał wtedy edykt nantejski, na mocy, którego hugenoci mieli zagwarantowana swobodę uprawiania kultu w wyznaczonych miejscach.
Walki na tle religijnym wybuchły znowu za panowania Ludwika XIII. Kardynał Richelieu postanowił odebrać przywilej innowiercom i zdobył sobie do tego poparcie króla. Hugenoci w 1629 roku stracili swoje twierdze, musieli zrezygnować z przyznanych im gwarancji militarnych. Ich swobody religijne też mocno okrojono. Odsuwano ich od ważnych urzędów, bo Ludwik XIV wszędzie widział hugenockie spiski. W 1685 roku król odwołał edykt nantejski. Przeciwko uciekającym hugenotom organizowano represje. Doprowadziło to do krwawego powstania ludowego, nazwanego wojną kamizardów.
Warto wspomnieć o jeszcze jednym fakcie.
Wśród nieprawomyślnych wyznawców Kościoła znalazł się także Galileusz. Został uznany za heretyka, ponieważ hołdował prawdzie niezgodnej z wiedza Kościoła. Rzym zaś odmawiał uznania dla odkryć naukowych, jeżeli nie wynikały one z Biblii lub nie zyskały aprobaty papieża. Nieomylność papieża była przecież zasadniczym elementem religii katolickiej.
Otóż Galileusz ogłosił, że to Ziemia obraca się wokół Słońca, a nie na odwrót. Teorię tę wprawdzie zaprezentował wcześniej Mikołaj Kopernik, ale odkrycie swoje zdradził jedynie najbliższym, a pełny tekst dzieła „De revolutionibus orbium coelestium” opublikowano dopiero na rok przed jego śmiercią, w 1543 roku. Galileusz w 1614 roku napisał list, w którym wyłożył swoją teorię. Jego kopia została przesłana św. Inkwizycji. Uznano jednak, że teoria ma niewiele związków z Kościołem, więc nie wniesiono przeciw uczonemu oskarżenia. Gdy jednak Galileusz udał się do Rzymu, wówczas papież, Paweł V, postanowił ponownie przedstawić teorie tę inkwizycji. Galileuszowi wytoczono proces. Teorie kopernikańską uznano za niedorzeczną, bo sprzeczną z Pismem Świętym i odstąpiono od oskarżenia Galileusza o herezję. Wydano jednak orzeczenie, by zaprzestał nauczania i obrony teorii kopernikańskiej. Gdy Galileusz zażądał od Rzymu certyfikatu, w którym byłoby wyraźnie napisane, czego mu zabrania, Watykan prośbie odmówił.
W 1632 roku Galileusz opublikował „Dialog o dwóch najważniejszych układach świata – prolemeuszowym i kopernikowym”. Wyraźnie kpił w nim z poglądów Kościoła. Wówczas ponownie postawiono go przed trybunałem. Galileusz był już wtedy starym człowiekiem i w obawie przed torturami poglądy swe odwołał. Skazano go na dożywotni areszt domowy.
Jeszcze jedno śledztwo wszczął Jan Paweł II. I dopiero w 1992 roku komisja watykańska zdecydowanie oczyściła Galileusza z zarzutu herezji.
Źródło: http://publicdisorder.wordpress.com/2010/09/26/zbrodnie-w-imieniu-chrystusa/
Reedycja: SyøTroll